Pożegnaniom nie było końca, ale w sumie te dwie minuty to była dla nas wieczność - chcieliśmy jechać :)
Ostatnie tankowanie w Kołbaskowie. Koncernu paliwowego nie będziemy reklamowali - nie zapłacili :)
Autostrady niemieckie każdy zna - nuda.
Ale Sopel dostarczył rozrywki - zapomniał pinu do karty :) Początek zapowiada ciekawą podróż :)
Po dwukrotnym wpisaniu błędnego pinu postanowiliśmy skorzystać z bezpłatnego internetu dostępnego na niemieckich stacjach benzynowych i parkingach. Jak coś jest za darmo, to jest do dupy - w tym wypadku reguła się potwierdziła: po straceniu kilkudziesięciu minut na połączenie ze stroną banku i kilku próbach zmiany pinu UDAŁO SIĘ! :) jedziemy dalej i będzie nawet czym płacić za paliwo:)
Gdzieś za Berlinem zaczęła się zabawa w kotka i myszkę z deszczem. Wynik 3:1 dla nas, ale w sumie ten jeden to gol samobójczy, bo świadomie wjechaliśmy w ścianę deszczu.
Pierwszą noc spędziliśmy na campingu we Friedrichroda, ok. 30 km od autostrady.
Przyjechaliśmy dość późno, tuż przed wyjazdem właścicieli, ale jeszcze gospodarz campingu zdążył pokazać nam, co mamy do dyspozycji. Na terenie campingu był drewniany domek, w nim biuro i kilka pomieszczeń ogólnie dostępnych:: bilard, tv i lodówki wypełnione różnymi różnościami w postaci płynnej. Pierwsza półka od góry - wszystko za 1 euro, środkowa półeczka - po 2 euro, dolna - 5 euro. Obok witryny stała skarbonka, do której należało uiszczać opłatę. Domek był przez całą dobę do dyspozycji gości, z czego z radością korzystaliśmy.
Z dużym zdziwieniem niemieccy turyści patrzyli jak rozpalamy grilla szyszkami. Przecież można użyć elektrycznego ;) niemiecki boczek był naprawdę dobry.
Na koniec warto wspomnieć jeszcze, że Veltlins to nie tylko piwo, ale i napoje energetyczne. Satysfakcję z tego odkrycia przedstawia mina Sopla na powyższym zdjęciu. A tak chciał napić się piwa...
No to w kimę...
Dzień pierwszy zakończony - jutro Koblencja i Dolina Mozeli!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz